Prosiłem Ojca Założyciela, żeby mnie wyręczył w tej recenzji. Ale nie chciał.
Wcale się nie dziwię.
Więc niestety orędownicy kultury w Internecie
muszą obejść się smakiem. Bo poniższy tekst będzie pełen bluzgów.
Inaczej nie można potraktować tego kurestwa. Szczególnie, że recenzja
jest pisana w trakcie meczu Legia – Nieciecza, więc klimat do
napierdalania, jak najbardziej odpowiedni.
Już
pierwsza scena mnie rozpierdoliła. Sterylnie czyste pomieszczenie.
Android w śnieżnobiałym stroju grający na fortepianie. Rozkminka
teologiczna pod tytułem: „Ty stworzyłeś mnie, ale kto stworzył Ciebie?”.
Fakt, kluczowe dla ludzkości pytania. Niezależnie jednak od odpowiedzi
Stwórca z pewnością ukaże autorów Obcego Anno Domini 2017 wieczną męką.
Bo niestety ta koszmarna pierwsza scena okazuje się najlepsza w całym
tym pseudofilmie. Jak bym wiedział, to na pewno bym opuścił kino już w
piątej minucie niczym swego czasu Andrzej Gołota w trakcie walki z
Tysonem.
Przenosimy
się bowiem na statek kosmiczny transportujący kolonizatorów na nową
planetę (motyw tak kurwa ostatnio ograny, chociażby w niesłusznie
krytykowanych „Pasażerach”, że aż opada szczęka ze zdziwienia, że Ridley
Scott nic bardziej oryginalnego nie wymyślił). Oczywiście dochodzi do
zderzenia z jakąś gwiazdą, która akurat nieszczęśliwie wybuchła i załoga
budzi się z hibernacji. Już te pierwsze sceny pokazują, że efekty
specjalne, montaż scen dynamicznych, a nade wszystko logika i sens nie
będą silną stroną Nowego Obcego. Ale to i tak nic w porównaniu do
dialogów i gry aktorskiej, która jest tak sztywna, że pierwszy z brzegu
naturszczyk zagrałby lepiej.
Kolejna
scena, która rozpierdala to transmisja live ze wspinaczki górskiej –
chuj oczywiście ma ta scena wspólnego z filmem, ale jakimś cudem się
znalazła: trójka gości się wspina na ekstremalnej ścianie i przez tablet
łączą się na pogaduszkę – jeden zresztą akurat odpada od ściany – no
kurwa wymyślić coś podobnego … Szacun.
Kolejna
scena. Wybudzenie z hibernacji nie wszyscy przeżyli. Więc załoga
urządza kosmiczny pogrzeb. Aby godnie pożegnać przyjaciela przed
wyjebaniem go w przestrzeń kosmiczną raczą się whisky. Z papierowych
kubków!!!! No kurwa, w tym momencie chciałem już na poważnie wyjść.
Nowoczesny statek kosmiczny, a nawet szkła do whisky nie mają.
Dobra.
Czas na akcję. Otóż załoga przelatując obok jakieś planety stwierdza,
że jak już się obudziła to może tutaj wylądować. Chuj, że jest cały
plan, mają dolecieć z kolonizatorami (i jeszcze z jakimiś zarodkami na
kolejne pokolenia) na ściśle określone, zapewne zbadane miejsce. Ot, coś
ich natchnęło i kurwa lądujemy. Ale jak lądują. Okazuje się, że planeta
akurat do lądowania się średnio nadaje. Ale w tym filmie Ridley Scott
to nawet na Mount Evereście by wylądował. Na tej wymarzonej planecie też
dali rady (widać natchnęła ich polska dobrazmiana).
I
tutaj kurwa przyszedł czas na kilka minut oddechu, przynajmniej dla
mnie. Bo zwyczajnie zmęczony (i już pewny, że Ojciec Założyciel nie
ściemniał w swoim tweecie) oglądaniem do trzeciej w nocy Eurowizji,
którą wygrał gość ubrany i śpiewający jak najsłabszy muzycznie lump
zbierający na piwo na Floriańskiej, uciąłem sobie drzemkę. Niestety
obudził mnie z niej Obcy. Sposób w jaki zainfekował pierwszego członka
załogi woła o pomstę do nieba. Ale przynajmniej się pojawił - to
natchnęło optymizmem, że wszystkich rozpierdoli i się to gówno skończy.
Tak,
tak. Ten film jest tak wkurwiający, że jedynym sposobem przeżycia jest
kibicowanie Obcemu (z tego co pamiętam raczej negatywnej postaci tej
serii), żeby tą całą załogę unicestwił jak najszybciej. Bowiem poziom
zdyscyplinowania i organizacji tej grupy fajtłapów jest na poziomie dna.
Śmiem twierdzić, że nawet oddział Wojska Polskiego pod dowództwem
Bartłomieja Misiewicza poradziłby sobie o niebo sprawniej. Na przykład
taki dowódca widząc jak cały jego statek wybucha leci w jego kierunku.
No kurwa. Instynkt samozachowawczy to chyba naturalny odruch?
Jeszcze
większy burdel jest na pokładzie. Procedury tam nie istnieją.
Zainfekowanego Obcym zamykają z członkiem załogi, którego później nie
chcą dla bezpieczeństwa wypuścić, a jak już Obcy się wykluwa to
otwierają drzwi, żeby się z nim zmierzyć. No kurwa, ani trochę nie żal
że im potwór flaki wypruwa. Motywem przewodnim tych scen, jest jak
kolejni członkowie załogi wypierdalają się na plamach krwi. No
przynajmniej można było z tego zrobić jakąś komedię omyłek.
Ale
nie, bo nadchodzi moment kluczowych rozkminek. Wracamy do pierwszych
scen i dowiadujemy się skąd ten cały Obcy i kto go uruchomił. Symbolem
jest tutaj ... uwaga kurwa, bo to mocne: gra na flecie. Ma ona dowieść,
że każdy może coś stworzyć. I to właśnie proces tworzenia natchnął tego,
który został stworzony przez ludzi. Nie śmiało napomknę, że produkcja
filmu to też tworzenie - ale kurwa stworzyć takie gówno jak "Obcy.
Przymierze" pozwala wątpić w rasę ludzką. Może i lepiej jak wyginie, i
jakiś obcy w embrionie zeżre wszystkich na tej planecie, na która w
kolejnej wersji dotrą.
Ten
film jest tak zły, ze nawet twórcy napisów płakali tłumacząc. Liczne
literówki dobitnie świadczy, że nawet dystrybutor miał problem z
oglądaniem tego gówna: "chcę" to "chę", "bzdura" to "bzura". No kurwa,
nawet przysypiając wyłapałem takie niuanse.
Jest
wiele scen w tym filmie, które aspirują do najgorzej nakręconych w
historii kina science-fiction (montażystę to bym za jaj powiesił). Ale
jedna rozpierdala na maksa - to scena, gdy grupka ocalałych próbuje
wydostać się z feralnej planety (już im się przestała podobać). Tego się
nie da opisać, to trzeba obejrzeć. statek odlatuje, jeden Obcy się
oczywiście przyczepia, jedna z najbardziej wkurwiających lasek wychodzi -
w trakcie startu rzecz jasna - i kurwa strzela w silniki własnego
statku - właśnie startującego. No kurwa ...
Wracamy
jakimś cudem na orbitę, a tam scena ... prawie porno. Nagie ciała pod
prysznicem ... No proszę - mogła być komedia, ale można było z tego
zrobić też mocne porno. Na szczęście Obcy przerywa te "igraszki".
Jeszcze
chwila i przechodzimy do sceny finałowej (głębokie ufff), w której pierwsze skrzypce gra
Wagner ... Ryszard Wagner. To że twórcy filmu jeszcze zbrukali wybitnych
twórców, jak chociażby Byron powinno zostać zgłoszone do prokuratury.
Jak ktoś myśli, że przynajmniej końcówki nie spierdolono to ... owszem
spierdolono, i to na maksa. W każdym razie zhibernowana po raz kolejny załoga
spokojnie podąża do celu ... z Obcym oczywiście na pokładzie. Kurwa,
będzie kolejna część. Nie wiem czy starczy mi sił, żeby jebać tą
profanację po raz kolejny ....
No comments:
Post a Comment